.

.

sobota, 31 października 2015

W trójpaku :-)

No i nastał ten czas, ten dzień kiedy Nasza Rodzina powiększyła się o Najslodsza Kruszyne na swiecie. Nasze Cudo pojawiło sie 28.10.2015 r. o godzinie 17:35. Jest zdrowa, silna i oczywiście jak dla każdego rodzica najpiękniejsza ;-) Ważyła 3620g i mierzyła 53 cm. Mogę patrzeć na nią godzinami. Jest spełnieniem wszelakich oczekiwań. A Tata...zakochał się jak szalony. Jak On na Nia patrzy, LUDZIE! Kocham ten Jego wzrok.
Więcej napiszę jak wyjdziemy ze szpitala.
Pozdrawiam z Malenstwem śpiącym obok :-)

poniedziałek, 19 października 2015

Końcówka

Cóż dobry humor i samopoczucie chyba mnie opuszczają.
Nieprzespane noce, zgaga, refluksy... Cóż same przyjemności na koniec.
Jestem straszliwie zmęczona, a wierzyłam , że mnie to nie dopadnie.
Samotne przedpołudnia też nie pomagają zapełnić głowy jakimiś pozytywnymi myślami.
A to mnie jeszcze bardziej dobija bo to takie nie w moim stylu. Jednak zawsze staram się jakoś nawet sama siebie pocieszyć, ale dziś mi już nie wychodzi.
Niby termin mam na ten weekend, ale chyba nic nie zapowiada, że Mała się wybiera do gotowego już łóżeczka...
Trzydziestka Męża też nie taka jaką sobie wymarzyłam. Ale Kijanka pozmieniała plany i z dwojga złego wolę, że to z Jej powodu jest inaczej. Było skromnie, było rodzinnie...
Nawet kawę nie taką mi wczoraj zrobili jak zamawiałam... No masakra jakaś.
Z pozytywów to kupiliśmy w końcu aparat, za którym rozglądaliśmy się kilka dobrych miesięcy. Ale chcieliśmy dokonać przemyślanego i dobrego wyboru. Mam nadzieję , że się udało. Córcia będzie miała ładne zdjątka ;)
No i jeszcze ciągle ktoś dobija... a skąd ta pewność, że będzie Dziewczynka... przecież jest tyle przypadków... aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Materiał jest na wyczerpaniu. Obym miała siłę urodzić :(

poniedziałek, 12 października 2015

Śnieg i październik

OK! Obudziłam się i otworzyłam oczy - tak szeroko, że aż zabolało.... WTF ŚNIEG!!! I to nie troszeczkę, ale mnóstwo!
A ja?! Buty zimowe w piwnicy, w żadną kurtkę się nie dopnę... no po co kupować i wydawać kasę na coś co ponoszę (góra) 2 tygodnie. Jedyny ciepły ciuch, w który się dopinam to bluza Męża. Taka cieplutka, włochata od środka, zwana przeze mnie "miśkiem".
Poczłapałam na spacer z Sunią i do piekarni. No cóż, na nogi ubrałam to co mam  - czyli adidasy... Tia... Ze dwa razy po drodze bym się wyrżnęła (serce miałam w gardle i brzuch się spinał :/ ). Buty oczywiście przemokły. A Sunia jak zawsze miała ochotę wąchać każde ździebełko trawy pod tym śniegiem... wrrr Ręce zmarzły, wiatr świrował śniegiem w około, a ja chciałam jak najszybciej być w domu. No masakra jakaś :/ Liczyłam na polską złotą jesień a tu ... no cóż... Troszkę daleko nam do niej.
Ze względu na pogodę na zakupy nie pójdę. Bunt. No to się wprosiłam na obiadek do Rodziców :D A co! ;)

Z dobrych wieści - łóżeczko jest już z nami i jest złożone. Nie powiem miałam mały przebój z tym łóżeczkiem. Nie chcę opisywać koszmaru jaki przeżyłam po jego złożeniu. W każdym razie sztab kryzysowy był zebrany i zostałam postawiona do pionu. Dzięki Bogu za taką rodzinę. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Kocham ich i doceniam pomoc na jaką mogę liczyć. A sypialnia wciąż się zmienia i przechodzi małe metamorfozy.
Od zeszłej niedzieli minął tydzień, a ja już tęsknie za pewną osobą. Mogłabym ją widywać codziennie, ale niestety nie jest mi to dane. Ale dzięki wynalazkom ludzkości mamy kontakt internetowy i jest to coś co ratuje mnie każdego dnia :) Bo uwielbiam tą relację, która się między nami nawiązała :) Coś niesamowitego jeśli o mnie chodzi.

Stres przedporodowy narasta. Serio... chyba zaczynam świrować... No bo kurcze... zostało mi zaledwie dwa tygodnie do terminu. Oj! A ja nie jestem pewna czy chcę się pozbywać Małej z brzucha :P

P.S. A chwaliłam się, że znalazłam kartę kredytową na chodniku i udało mi się znaleźć właścicielkę... Zadzwoniłam na infolinię i poinformowałam miłą panią, że ją znalazłam ;) Co prawda miałam duszę na ramieniu czy przypadkiem ktoś tej Pani nie okradł i np nie wyrzucił karty... Ale uff na szczęście wszystko było okej. Ehhh ci studenci... Gdzie oni mają głowę...


wtorek, 6 października 2015

"Znajomi"

Dziś notka w stylu świat - ludzie mnie wkur*...
Ano tak. Kiedyś mieliśmy wspaniałą paczkę znajomych, ochrzczono nas "Sektą" . To były wspaniałe czasy. Nie potrafiliśmy żyć bez siebie. No ale wiadomo, w końcu My (ja i Mąż) poszliśmy do przodu, jeden paczkowy związek się rozpadł i jakoś Nasza paczka niestety też. Ale przecież hola! nie trzeba rezygnować z kontaktów. Okej nie muszą być już tak częste, ale czemu całkiem je zrywać.
Cóż okazało się, że chyba tylko my poszliśmy w odstawkę. Hmmm czy małżeństwo sprawia, że jest się gorszym i nagle mniej atrakcyjnym??!!
Z K. kontakt urwał mi się niestety zaraz po moim ślubie, ale poszła w tango w nowym związku - jestem to w stanie zrozumieć (BTW mamy już cudny kontakt i Córa poniekąd jest dzięki Niej :P ).
Reszta ekipy ( jeden z chłopaków mieszkał z Mężem wcześniej) jakoś wylądowała na jednym osiedlu (dwa dalej od nas, więc bliziutko) jakoś dalej się spotykała... a my...
Ehhh ja jako zwierze jednak stadne starałam się jakoś te kontakty utrzymywać. Zapraszałam do nas, proponowałam spotkania tam i ów gdzie... I cóż tylko moja inicjatywa. Z ich strony nic, NIC A NIC!!!
Byłam wielce zdziwiona jak P. zaprosił nas na swoje wesele bo myślałam, że już na amen o nas zapomnieli... Ale nie , NIE!! Moi Kochani to nie jest takie proste. Oni pamiętają o nas, a właściwie o Mężu jak COŚ potrzebują!!!! I tu mnie szlag trafia! Niech nas olewają, mają nas w dupie. Ale nie cierpię, wręcz nienawidzę jak się odzywa do kogoś TYLKO w tedy gdy coś się od niego chce!
Jesteśmy typem ludzi, którzy nie potrafią odmówić i zawsze można na nas liczyć. I tu tkwi nasz błąd... Czasem z buntowniczą miną i tonem głosu mówię do Męża - już nigdy więcej się nie damy!!! Ale jak dochodzi już coś do czegoś... cóż... pomagamy :/ Serce mi się kraja :/
Ja wiem, że każdy ma swoje życie, sprawy itp. Ale kurcze, żeby nie znaleźć chwili dla znajomych. Spotkać się na chwilę, pogadać. Zaprosić na herbatę, kawę i ciacho :( Zapominać o kimś dzięki komu miało się fajne lokum do mieszkania i imprez. Z kim się spędzało jedne z lepszych chwil w życiu... No lipa straszna. Ja wiem, że czasem nie potrzebnie przeżywam takie rzeczy. Że to pewnie bzdury i błahostki... Ale na mnie to działa jak płachta na byka i niemiłosiernie zasmuca...
I choćby przykład z wczoraj. Mąż napisał do P. z zapytaniem o nr tel do wspólnego kolegi i przy okazji zapytał co u nich. Odpisał, napisał co u nich i tyle. Zero zapytania a co u Was, Ciebie? Jak się Kasia czuje? Jak ciąża itp. Nosz kur** Parę kliknięć więcej w klawiaturę... zwykły ludzki gest... Nawet jeśli go to nie interesuje :(
No i nasze życie społeczne się sypie. Gdyby nie odnowienie znajomości z K. to by była susza :(
Kumple Męża mieszkają albo gdzieś daleko albo mają już dzieci i mniej czasu dla bezdzietnych :P

Ale życie czasem potrafi też miło i pozytywnie zaskoczyć. Niedziela była niezwykła. Czasem marzenia, które wydają się nierealne, jednak się spełniają ;) Moje nagle, o dziwo się spełniło. I dodało mi mega powera. :) I chcę by trwało ono nieskończenie długo... bo wierzę, że może być z tego coś bardzo pięknego ;)

Ściskam Was w ponoć ostatni już słoneczny i ciepły dzień :*

sobota, 3 października 2015

Jutro NIEDZIELA

Oj tak to już jutro ten fajowski dzień.
Muszę wypucować mieszkanko by sobie wstydu nie narobić - ha! Mąż nawet do fryzjera się dziś wybiera :D Taka persona do nas zawita :P
Mam nadzieję, że w tym ferworze porządków nie urodzę ;)
Zgadnijcie czy jest łóżeczko?!?!
TAK! Zgadza się - nie ma go. I po raz kolejny usłyszałam, że będzie w przyszły piątek. Choć tym razem zdanie wzbogaciło się o cyferki "na 100%" . Tia...
Karoca mojej Księżniczki już stoi w mieszkanku. Zdjęcie jest jakie jest, ale możecie zobaczyć jak mniej więcej wygląda mój wymarzony pojazd..

Gabaryty ma, ale przynajmniej nikt nam na dzielni nie podskoczy ;) :P
Mój arbuz coraz bardziej przeszkadza w wygodnym śnie, więc cóż obecnie do najpiękniejszych kobiet nie należę ;) Choć kochany Mąż nawet nie narzeka :P Zwraca uwagę na inne atrybuty, nie na twarz :D :P
Rany jak ciężko uwierzyć, że zostało mi zaledwie trzy, TRZY tygodnie do terminowego porodu!!!
Powiedzcie mi kiedy to zleciało?! No kiedy???
A pogoda. Ohhh pogoda mnie rozpieszcza... To słonko każdego dnia dodaje sił, by jakoś przetrwać samotne godziny bez Męża. Spacerki z sunią i rozmowy na messenger'ze dodają powera :)
I muszę przyznać, że jestem szczęśliwa. Serio. Mimo obaw, lęków... Ja pierdziu tak mi dobrze...
No nic ;) Idę robić pranie, sprzątanie i obiad :D Szkoda czasu i sił.
Ściskam i ślę Wam same uśmiechy :)