.

.

wtorek, 29 września 2015

Jesienna pogoda

Wyjątkowo (przynajmniej póki co) jesienna pogoda mnie nie dobija. Tzn nie mówię, że tryskam energią i pozytywnym nastawieniem, bo w tym stanie to ciężko by mi było. Ale nie jest źle, energię jeszcze mam, mimo iż wszyscy reagują na mnie jak na przemytniczkę arbuzów lub złodziejkę dziecięcych piłek :P
Niestety łóżeczka jak nie było tak nie ma... Cóż niby jeszcze jest czas... Najwyżej zacznę rodzić przy składaniu tegoż cuda, na które trzeba czekać AŻ dwa miesiące... Albo i dłużej bo kto wie czy i w ten piątek nie usłyszę, że będzie w następny piątek... Ehhh nieważne z resztą.
Po wózek jedziemy jutro... Oj cieszę się, że w końcu zobaczę to cudo na żywo :D Najwyżej w ciągu dnia Malutka będzie spać w gondoli, a w nocy ze mną ;)
W niedzielę wraz z moją koleżanką zorganizowałyśmy dla Małej mini Baby Shower :P hahaha uroczo było. Mała wyżerka, śmiechy, chichy, wystrzałowy szampan piccolo (taaak wylądował na ścianie :P) :D I kilka przeuroczych prezentów dla Córci. Mąż grzecznie wyniósł się do garażu :) Koleżanki nie posiedziały zbyt długo, ale i tak cieszyłam się z obecności ludzi :D Bo ja łaknę towarzystwa, jak pustelnik wody na pustyni ;) Najdłużej posiedziała moja Kochana Mamunia :) W niedzielę padłam do łóżka jak zabita. Cudnie się spało po takim dniu ;)
A teraz znów nie mogę się doczekać niedzieli. Oj to będzie wyjątkowy dzień :) Październik będzie miesiącem pełnym wrażeń. :) A ta niedziela to będzie dzień jak święto :P Przebieram nóżkami jak szalona by już nastał 4 października. Serio dawno nie cieszyłam się na jakiś dzień jak na tą niedzielę. Jestem jak dziecko czekające na urodziny i wyjątkowych GOŚCI :) Zapewne opiszę wrażenia z tego dnia :) Pewnie będzie co opisywać :) Ja wiem, że czekanie jest fajne... ale finał czekana jeszcze fajniejszy :D
Ogólnie też latam i robię wszystkie badania potrzebne do porodu. Serio nieźle ganiają na koniec ciąży nas biedne kobiety... Dobrze, ze moja rodzina jest zmotoryzowana i jak nie z Mężem jeżdżę to mogę liczyć na Tatę :) No chyba, że jest ładnie to spacerkiem potuptam sobie do jednej placówki, która jest w miarę blisko mnie...
No i raz na jakiś czas włączają mi się huśtawki nastroju... Raz chce mi się płakać ze strachu przed porodem, raz staję dumnie z wypiętą piersią i mówię sobie, że dam radę, że jak nie ja to kto, znów innym razem jestem przerażona czy będę dobrą mamą... No i tak mi się to waha z jednej strony na drugą. Euforia też bywa...
No proszę a teraz w moje okna zawitało słoneczko. Aż pyszczek sam mi się uśmiecha ;)
Tak więc z tą miłą słoneczną aurą w moim mieszkanku żegnam Was i do następnego :)

poniedziałek, 21 września 2015

Spadek formy?

Ehhh ostatnie dni były dość ciężkie... Dwie nieprzespane noce. Wiadomość, że na łóżeczko będzie mi jeszcze poczekać... Miałam ochotę wyć do księżyca i płakać.
Na szczęście bez łez się obyło, ale byłam bez emocji. Nie miałam nawet siły się złościć na wieść o łóżeczku...
Jedyny plus jest taki, że w czwartek udało nam się załapać na piękną pogodę i zaliczyliśmy sesję brzuszkową. Definicja sesji brzuszkowej u nas wygląda tak, że pożyczyliśmy aparat od Bratowej, poszliśmy do parku i Mój szanowny Małżonek zabawił się w profesjonalnego fotografa, a ja w profesjonalną modelkę :) I mimo, że byłam po nieprzespanych nocach zdjęcia wyszły nie najgorsze :) Nawet jestem zadowolona. Szkoda tylko, że Mędzia nie ma na tych zdjęciach. Próbowaliśmy porobić parę w domu z samowyzwalaczem, ale te wszyły takie se ;) Może ktoś nam jeszcze zdąży jakieś pstryknąć :)
Ogólnie forma chyba, CHYBA powraca do normy. Sama nie wiem jak się czuję... Byle do przodu. Co prawda przeraża mnie myśl o porodzie, o tym, że już niedługo Maleństwo nie będzie mi fikać w brzuszku, a ja uwielbiam te ruchy, kuksańce, fikołki... Będzie mi tego nieziemsko brakować... Ogarnia mnie mega strach jak to będzie jak Córcia pojawi się na świecie... Bywa, że mam tysiąc myśli na godzinę i nie potrafię ich ogarnąć... Mędziu też się stresuje. Jak już leżymy w łóżku to też ma tysiąc myśli i pytań. A jaka Ona będzie, jak będzie wyglądać, jak dojedziemy do szpitala, jak to będzie jak wrócimy do domu... itp itd :P Hihi Słodziak mój :* Cieszę się, że się przejmuje. Choć i tak nie mam żadnych wątpliwości, że będzie najlepsiejszym Tatą na świecie ;)
Jesień zbliża się wielkimi krokami. Coraz krótsze dni. O zgrozo już o godzinie 19 szaro, ciemno...  Mam nadzieję, że jesień będzie piękna. Że miło zaskoczy i rozpieści nas taka piękna polska złota jesień.
Ściskam ...

niedziela, 13 września 2015

Co u nas...

W sumie nic ciekawego się nie dzieje... Wózek już czeka w sklepie. Póki co nie odbieramy go, bo po co ma się walać po mieszkaniu. Na łóżeczko już czekamy prawie miesiąc, mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu już będzie, bo chciałabym kącik Córci szykować...
Wanienkę i parę ciuszków dostałam od Bratowej, a no i jeszcze fotelik samochodowy bierzemy od nich.
Wczoraj natchnęła nas piękna pogoda do jesiennych porządków w domku ;) Salon lśni jak nowy. Po ciężkiej pracy wybraliśmy się na obiadek na mieście i na długi spacer po Zamku naszym Królewskim i po Rynku :) Wróciliśmy wymordowani. Na deser zaserwowaliśmy sobie kremówki z Buczka. Małej chyba też smakowało bo rewolucja była na całego :D
Dziś za to spotkaliśmy się z położną :) Fajna kobitka, myślę że to dobry wybór. Pocieszała Męża by się nie stresował :D Potem załatwiliśmy zakupy i zahaczyliśmy o moich Rodziców. Ucieszyli się. Wypiliśmy herbatkę, a nawet dwie. No i do domku ugotować obiadek ;) Ale jeszcze jakoś nie możemy się do niego zebrać...

Oprócz tego mój Mąż jakiś czas temu mnie rozwalił. Serio kocham Go jeszcze bardziej :)
Idziemy sobie i już jesteśmy pod klatką. Mąż maszeruje przede mną, ja niesforna potknęłam się i pod nosem przeklęłam, ale bez stresu nic się nie stało. A ten cały blady odwraca się :
"Kochanie przecież bym Cie nie złapał. Kacha proszę uważaj nie jestem sama we własnym ciele"
Umarłam.
I tak oto tym akcentem żegnam się :) :*
Miłej i słonecznej niedzieli ;)

wtorek, 1 września 2015

Wrzesień

WOW już wrzesień... Do wielkiego dnia już bliżej niż dalej co mnie niezmiernie cieszy, ale również straszliwie przeraża!!!
Jesteśmy już po szkole rodzenia, która mszę przyznać dała mi bardzo, bardzo dużo. Dowiedziałam się wielu rzeczy, o których nie miałam zielonego pojęcia (np o połogu), poćwiczyliśmy kąpiel i przewijanie :P (zwłaszcza Mąż :* ), dowiedziałam się wiele o porodzie naturalnym i co może się stać bym wylądowała na cc. Poznałam pracowników szpitala, w którym chce rodzić i przekonałam się jeszcze bardziej do swojej decyzji :) I zakochałam się w anestezjologu :) Wspaniały człowiek... znieczulenie z nim to będzie pikuś ( o ile oczywiście Bozia da).  Mąż też skorzystał z zajęć i wykładów. Widziałam, że wiele rzeczy Go interesowało. I chwała mojemu Mężowi, że nie był jak większość przyszłych Tatusiów i nie siedział z komórką cały kurs lub przysypiał. Najmniej interesowała go laktacja, a resztę ładnie słuchał :) Zdaje sobie sprawę, że to głownie teoria i wszystko wyjdzie w praniu, ale czuję się pewniejsza troszeczkę...
Sypialnia już przemalowana. Jaraliśmy się z Mężem tym faktem jak dzieci, Bo straszliwie nam się podobna nowy design :) Szarości i turkus. Mniam :D


A ja przebieram już nóżkami i nie mogę się doczekać łóżeczka!!! Także syndrom wicia gniazda aktywowany w 100%. Nowe żaluzje kupione, firanki dziś odbieram z szycia. No szał :D Największy problem mam z ubrankami... Co, ile, jakie kupić... Ehhh
Czasu coraz mniej, a czuję że brakuje mi jeszcze tak wielu rzeczy... 
Weekendy spędzamy intensywnie... a tu grill, a tu jakaś imprezka :) Musimy się wyszaleć, bo pierwsze pół roku pewnie będziemy wycięci z życia towarzyskiego ;) Mam nadzieję, że chociaż ci lepsi znajomi będą nas odwiedzać :)
Ogólnie te upały, które są teraz już nie są przeze mnie najlepiej znoszone... niestety... Jestem mega zmęczona i mam problem z zasypianiem :( I choć niezmiernie kocham lato i ciepło - mam już serdecznie dość... Ale staram się być w miarę aktywna... Jakieś zakupy blisko domu, krótkie spacery z Sunią w dzień i dłuższy wieczorem, oczywiście gotuje obiadki Mężowi. Ale jest także czas na relax i leniuchowanie w  łóżeczku :D Mąż biedny wymordowany bo wszyscy teraz na urlopach lub "L4" i zapieprza za 3 osoby jak nie więcej :( Jak widzę Go wracającego z pracy to serce mi się kraja. Ale jeszcze tylko do końca tego tygodnia i wraca przynajmniej jedna osoba :)
No nic to póki co tyle. Zbieram się po firanki bo zaraz "taxi" z firmy Rodzice :P przyjeżdża :D
Buziaki :) :*