.

.

piątek, 27 lutego 2015

Relacja z koncertu

Matko. To było coś niesamowitego, staliśmy prawie cały koncert z Mężem z otwartymi gębulami! Ale od początku.
Prace oboje skończyliśmy wcześniej. Pod halą byliśmy koło 15. Czekaliśmy ponad 3 h na wejście. Ale opłaciło się bo miejsca mieliśmy zacne. To nic, że trochę popadało, że nie czułam palców u stóp bo tak mi zmarzły nogi, że mieliśmy serdecznie dość i chcieliśmy rzucić to wszystko w cholerę. W końcu się udało! Na hali na nasze szczęście było cieplusio. Oczywiście nie były to koncert super gwiazdy gdyby nie było obsuwy.. tylko pół godziny z haczkiem. No i jest support. Charli XCX. Muszę przyznać dała czadu. No i już po 5 piosenkach podjarana, że już zobacze Katy, zostałam ostudzona przez Męża - "ależ Kochanie muszą zmienić dekoracje" "a to nie mogą mieć wspólnych :/ " "hahaha mój Głuptasek" tiaaaa na szczęście uwinęli się w 15-20 min
No i zaczęło się. Magiczne przedstawienie. Zdjęcia, filmiki - sama nie wiedziałam co robić. Co rusz jeszcze bardziej zachwycona, jeszcze bardziej zaczarowana tym Show! Serce waliło w rytm muzyki, adrenalina była na poziomie maksymalnym. Śpiewałam, a może nawet darłam się. Trudno ocenić w tym chaosie :) Cudownie było przeżyć coś takiego. Katy pięknie śpiewała i zachwycała swoich fanów.  I nagle gdy koncert się skończył poczułam jak bolą mnie plecy, nogi, głowa i całe ciało! Że ledwo słyszę co się do mnie mówi. I równie nagle poczułam smutek , żal, że to się już skończyło. Tak szybko minęły te 3,5 godziny. Kiedy? Jak? Gdzie?
Środę zrobiliśmy sobie wolną. Trza było odespać, a nawet odchorować koncert. I dobrze zrobiliśmy bo nie bylibyśmy się nawet zwlec z łóżka do pracy ;)
Nie żałuję koncertu i tych wydanych pieniędzy. Warto było przeżyć coś takiego. Oj warto. Jestem szczęśliwa...i Mężu też.
A w Naszym życiu szykuje się rewolucja...

poniedziałek, 23 lutego 2015

Koncert

No i to już jutro - koncert Katy Perry. Cieszę się na niego jak dziecko :) A Mężowi śnią się co chwilkę jakieś sny z nim związane :D
W sumie to Nasz pierwszy wspólny koncert. I osobno też. Ja zaliczałam jakieś tam festiwale, ale taki koncert z prawdziwego zdarzenia to jeszcze nigdy ;)
Dużo się u Nas dzieje, oj dużo. Ale napiszę o tym później.
A wspominałam już,że kupiliśmy nową lodówkę. Podczas remontu kuchni postanowiliśmy, ze dopóki ta stara (bardzo stara :P) będzie działać to nie będziemy generować kosztów. No ale niestety staruszka zaczęła odmawiać współpracy, więc musieliśmy uszczuplić nasz budżet domowy. Wydatek nie był mały no, ale cóż siła wyższa ;)
Dietę zakończyłam z wynikiem -11 kilo więc jest genialnie cudownie :D Teraz tylko wypadałoby wyrzeźbić ciałko, zwłaszcza brzuch bo nie wygląda najpiękniej i troszkę uda. Ale nie wiem czy teraz to mi się uda ;)
Ogólnie zaczynam czuć wiosnę... coraz cieplej się robi, słoneczko coraz częściej do nas zagląda...
Jeszcze tylko 25 dni do wiosny... już bliżej niż dalej :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Czas leci jak szalony

Styczeń zleciał jak z bata strzelił. W sumie to nie ma się co dziwić ;) Prawie każdy weekend to impreza. Ale na prawdę to było COŚ czego oboje z Mężem potrzebowaliśmy. Spotkania z ludźmi, znajomymi. Odnowienie kontaktów. To taki oddech od dnia codziennego, od pracy, od kiszenia się tylko we własnym (słodkim) małżeńskim sosie... I choć jedna impreza skończyła się niedzielnym MEGA KACEM to i tak było warto. No i przypomnieliśmy sobie dlaczego nie piliśmy wódki od naszych panieńskich/kawalerskich :P
Jedna z imprez odbyła się u Nas (głównie były osoby z mojej pracy). Gospodarze z Nas zacni :P Goście byli zadowoleni, a impreza zakończyła się po 2.
Jestem naładowana mega pozytywnym powerem. Wszystko mnie cieszy, wciąż się uśmiecham i niech ten pozytywny stan trwa jak najdłużej.
Małżeństwo układa się jak w marzeniach :D Tylko w nocy dziś troszkę zmarzłam :P Coś Mąż słabo grzał :P